Dzień dobry!

Na pewno wielu z Was słyszało o certyfikatach językowych. Dla jednych są one furtką do rozwoju kariery, a dla innych po prostu motywacją do nauki języka. Ostatnio widziałam dyskusję na temat sensu ich zdawania, gdy nie potrzebujemy ich do pracy czy do wyjazdu i to zainspirowało mnie do napisania tego wpisu. Zdania na ten temat były dość mocno podzielone.

Co dają nam certyfikaty? Oczywiście to zależy od rodzaju certyfikatu, który zdajemy, ale rzeczywiście często jest tak, że są one wymagane, żeby dostać się na staż za granicą czy dostać pracę na konkretnym stanowisku. Certyfikaty dzielą się na takie, które nie tracą ważności (np. certyfikaty Cambridge) i takie, które ważne są tylko przez określony czas (np. TOEFL). Który ma większy sens?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z perspektywy nauczyciela uważam, że bardziej rzetelnym certyfikatem będzie taki, który traci ważność. A dlaczego? Dlatego, że język to nie jest jazda na rowerze czy nauka pływania. To nie jest tak, że raz nauczycie się języka, a potem możecie tego latami nie robić i tak czy siak to będzie działać. Jeżeli przestaniecie jeździć na rowerze na 10 lat najprawdopodobniej bez większego problemu po tych 10 latach wsiądziecie na rower i pojedziecie. Jeżeli przestaniecie uczyć się języka na 10 lat, prawdopodobnie zapomnicie większość rzeczy, których się wcześniej nauczyliście. To, że dzisiaj jestem na poziomie C2 nie znaczy, że za 15 lat też na nim będę. Szczególnie dotyczy to języków, z którymi nie mamy kontaktu na co dzień. Angielski jest to język wszechobecny, więc nawet jeżeli nie usiądziemy typowo do nauki, będziemy go słyszeć w serialu, filmie czy zobaczymy na portalach społecznościowych. Niestety z innymi językami jest zazwyczaj dużo gorzej i zapominamy je jeszcze szybciej.

Natomiast z perspektywy ucznia, która ma wydać kilkaset złotych na samo podejście do certyfikatu i pewnie drugie tyle (jak nie więcej) na przygotowanie, to bardziej “opłaca się” certyfikat, który nie traci ważności. Zdajemy go raz, a potem do końca życia możemy chwalić się potwierdzeniem znajomości języka na danym poziomie. Tylko, jeżeli przestaniemy się tego języka uczyć, a nadal będziemy się chwalić certyfikatem to trzeba brać pod uwagę, że ktoś może zechcieć tą naszą wiedzę zweryfikować (mam tu na myśli np. potencjalnego pracodawcę).

Są też takie sytuacje, że dana uczelnia/pracodawca wymagają od Was konkretnego certyfikatu i tak właśnie często jest w przypadku wyjazdów do USA i egzaminu TOEFL. Jeżeli potrzebujecie konkretnego egzaminu to nic na to nie poradzicie, trzeba zdać taki jak Wam jest potrzebny.

Dyskusja, która mnie zainspirowała do tego wpisu była dość zażarta, ponieważ pojawiły się głosy, że zdawanie certyfikatu, który nie da nam konkretnych, materialnych korzyści nie ma sensu. Część osób twierdziła, że certyfikaty są owszem ok, ale tylko jeżeli ich potrzebujecie do pracy czy wyjazdu. Czy ja się z tym zgadzam? Nie.

Osobiście uważam, że każdy powinien sobie wyznaczać cele zgodnie ze swoimi przekonaniami. Dla niektórych celem będzie to, że za pół roku będą w stanie obejrzeć film po angielsku czy przeczytać książkę. Dla innych celem będzie nauczenie się 100 nowych słówek. Natomiast są też takie osoby, które potrzebują motywacji w postaci egzaminu. Ustalają kiedy go zdają, wpłacają konkretną kwotę pieniędzy i dążą do tego, aby certyfikat zdać. Nawet jeżeli im się to zupełnie nie przyda to wpłynie to na poprawę języka, bo musi się do tego certyfikatu przygotować. Część z osób, które brały udział w dyskusji nazwały to stratą pieniędzy. Jednakże strata pieniędzy to rzecz tak subiektywna, że moim zdaniem nie możemy tak tego nazwać. Dla jednych stratą pieniędzy jest wyjazd na wakacje, dla innych perfumy za kilkaset złotych, a dla trzecich “niepotrzebny” certyfikat językowy. Każdy swoje pieniądze wydaje na co chce i co innego uznaje za stratę pieniędzy.

Ja jak najbardziej popieram zdawanie certyfikatów niezależnie od tego czy są Wam potrzebne czy nie, bo tak czy siak przyniosa Wam korzyści. Wpłyną na poprawę poziomu języka, zapewne wyrobią w Was pewną regularność, a potem… nigdy nie wiecie jaki papierek przyda się w przyszłości. Jeszcze możecie się zdziwić! 🙂

Pozdrawiam